Adrenaline
Dołączył: 08 Lip 2011
Posty: 125
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Słupsk ;D
|
Wysłany: Nie 23:56, 06 Lis 2011 Temat postu: Hubertus w Deandrei |
|
|
Dzień był piękny, słoneczko świeciło, skowroneczki śpiewały, Dej gdzieś wywrzaskiwała jakieś groźby, wszystko w idealnym porządku. Przeżuwając w kuchni kanapkę z serem spojrzałam na zegar - 08:00. Cóż, wypadałoby wziąć dupsko w troki i zacząć jakieś przygotowania do hubertusa. Przez drzwi wtoczył się mój ukochany, patrząc na moją kanapkę spode łba. Rzucił się tylko na butelkę z wodą i wypił jednym tchem 1,5 litra.
-Trzeba było tak imprezować z Maksem? - rzuciłam niechętnie, wgryzajac się dalej w kanapkę.
-Oj, oczywiście ze tak - wyszczerzył się, a raczej spróbował, bo w połączeniu z bólem głowy nie wyszło mu to najlepiej.
-Dobra, zbieraj się - wcięłam ostatni kęs i podeszłam do Dawida - musisz z Maksem albo którymś z innych chłopów postawić kilka boksów rozkładanych, bo przypominam ci że zjedzie tutaj dzisiaj duużo koni - mówiąc to smyrnęłam go palcem po nosie i nie zważając na jego zbolałą minę dodałam - I byle szybko, bo mamy mało czasu.
Wyszłam do holu, gdzie z okrzykiem 'Lisek, kici kici!' przywitała mnie Gniada, potem poleciłam Kanie i Tiarze żeby zaopatrzyły lodówkę na weczorną imprezę, Dejec ... wiadomo co Dejec miała załatwić 8D a ja udałam się na kontrolę za stajnię, żeby obczaić jak idzie naszym mężczyznom ustawianie boksów. Dopiero zaczynali, kilku z nich ledwo powłóczyło nogami ale cóż, należy im się cieżka praca za melanżyk. Odhaczyłam kolejny punkt na mojej wyimaginowanej liście i poszłam do swojego pokoju. chwyciłam telefon i obdzwoniłam wszystkie rysualki, żeby potwierdzić ich udział w gonitwie i imprezce. Kiedy już to załatwiłam była już 9:30. Parę minut później przyjechał pierwszy koniowóz - rozpoznałam samochód Karuchny. zbiegłam po schodach i powitałam ją w naszych jakże skromnych progach. Broszka musiała troche zaczekać, bo nasi Deandrejowi meżczyźni nie umieli poskładać boksów. w międzyczasie przyjechała Joann i Scarlet, wierzchem przyjechały Wanilia i Rustler, zaraz po nich z lasu wyłoniła się SHG na Shamie. Wprowadziłyśmy konie do boksów, które na szczęście udało się rozłożyć i czekałyśmy na całą resztę. Tiara i Kanu wróciły ze sklepu, taszcząc wielkie reklamówy, nadjechały dwa następne koniowozy z rysualkami i ich rączymi rumakami. Kiedy ostatni koń przekroczył naszą bramę spojrzałam na zegarek - dochodziła 10:30. Idealny czas, ponieważ w teren miałyśmy wyruszyć przed 12.
Dobraa, zebrałam całe towarzystwo w kuchni i po krótce omówiłam trasę terenu i zasady gonitwy. Lisem byłam ja na Expressie, masterem Sayuri na Demonie a kontrmasterem Dei na Sherlocku. Objaśniłam żądnym krwi dziewczynom że chciałabym przeżyć, więc bez kopania, szarpania i zajeżdżania drogi. Po przemówieniu klasnęłam w dłonie i zawołałam dziarsko 'no to przygotowania czas zacząć!'. Zanim wszyscy rozeszli się do swoich koni złapałam jeszcze Dawida i cmoknęłam go w usta.
-Kochanie, musisz mnie bronić przed nimi. Dei sie zgodziła, weź Zenię i jedź z nami..
-O nie, ja tego mamuta nie wezme, pozabijamy sie.. - zaczał gwałtownie, przerwałam mu jednak, stanowczo akcentując każde słowo.
-Bierz tego konia i jedziesz w terenie tuż za mną. - Bez dyskusji odwróciłam się od oniemiałego chłopaka i potruchtałam do pokoju żeby sie przebrać.
Odziałam się w super białe bryczeski, lśniąca koszulę i czarny frak. Załozyłam sztyblety i czapsy, chwyciłam bacik (może się przydać, pomyślałam ze zgrozą) i zeszłam na dół. Z siodlarni wzięłam szczoty Exa, przepychając się między dziewczynami i ruszyłam do jego boksu. W stajni panował niezły tłok, praktycznie każdy boks był otwarty i siedziały w nim dziewczyny, pucując konie. Na zewnątrz kilka z nich siedziało już na siodłach ponieważ przyjechały wierzchem, skierowałam się wiec szybko do drugiego skrzydła i weszłam do boksu kasztana.
-Hej malutki, musisz sie dzisiaj postarać. Chociaż mamy przegrać, to mamy przegrać z klasą godną mistrza D: - powiedziałam, gładząc go po chrapkach. W odpowiedzi tylko zafuczał energicznie.
Szybko go wypucowałam i zaraz przytachałam cały sprzęcior. Dokładnie posprawdzałam wczoraj wszystkie sprzączki i paski, niefajnie by to wyglądało gdybym nagle jebutła w błoto bo mi sie popręg urwie D: Założyłam mu też nowe ochraniacze i kaloszki, świeżo wyprany lśniący, biały czaprak i już byliśmy gotowi. Obadałam jak tam reszta gawędzących wesoło dziewczyn, po czym wyszłam z ogierem przed stajnię.
Zaczęło się, pomyślałam, gdy kasztan wspiął się, rżąc ogłuszajaco na widok Kiss Me i Chocky. Ściągnęłam go na ziemię i odwróciłam tyłem do apetycznej klaczki. Podciągnęłam popręg, opuściłam strzemie i jednym płynnym ruchem wskoczyłam na Exa. Mały skurnik natychmiast sie odwrócił i kłusem ruszył do koni, wyryjony na maksa, arabiąc się i parskając. Ściągnęłam go na koło i opanowałam, jednocześnie spuszczajac drugie strzemie. Chwilę postępowaliśmy przy ogrodzeniu i kiedy trochę atmosfera się wyluzowała, a reszta rysualek była już na koniach, razem z jęczącym Dawidem wdrapującym się na Zenyattę, wyjechałam przed całą grupę i poukładałam zastęp. Postarałam sie mądrze ich rozplanować, poczekałam na Dawida, który wjechał za mnie i z wesołym okrzykiem skierowaliśmy się w kierunku bramy i lasów. Cała długa kolumna koni ciągnęła się za mną niczym ciało wyjątkowo dziwnego węża. Uśmiechnęłam się pod nosem - czyli jestem głową, najbardziej niebezpieczną cześcią. Odwróciłam się, ogarnęłam wzrokiem czy nic się nie dzieje i przyspieszyliśmy lekko, stępując przez wielkie pole. W lesie ruszyliśmy kłusem, ktoś tam z tyłu robił jakąś zadymę ale zaraz rysualki opanowały rozrabiaków. na rozwidleniu skręciliśmy w prawo, w kierunku dużej łąki. Liście szeleściły pod konskimi kopytami, co ogólnie wywoływało straszny hałas. Po 10 minutach równomiernego kłusa lekko zagalopowaliśmy. Oczywiście nie obyło się bez dziczenia, baranów gdzieś za mną i Zenyatty z Dawidem, smigającej przed całą kolumnę, jakoś jednak opanowaliśmy sytuację i wreszcie dojechaliśmy na naszą upragnioną, wieeeeeeeeelką łąkę. Stępem zjechaliśmy z górki - z ulga stwierdziłam, że nie ma błota (jak spadnę to przynajmniej nie bede miała trudnych plam do zmycia).
Rozpierzchliśmy się, kazdy próbowała jakoś jeszcze się rozprężyć. Mimo że widziałam już spore grupy koni, zachwycająca była ich różnorodność. Ja z moim małym RÓŻOWE KOKARDKI, który rollował się i gryzł wędzidło kiedy przejeżdżał obok innych koni, pojechałam na dalszy odcinek łąki i przegalopowałam dwie proste, rozluźniajac go i przygotowując do wysiłku. Po paru minutach zebraliśmy się w jedną kupę, która miała być rzędem, i na czoło wyjechała Sayuri z Demonem i Dei na Sherlocku.
-No, to witamy na naszym hubertusie!- Zaczeła pewnie Sayuri- W tym roku lisem będzie nasza zwinna Arrya (*chichot z grzbietu Zenyatty*) na równie zwinnym Expresie!
Rozległy się oklaski, wyjechałam przed kolumnę wielu koni i stanęłam w pewnej odległości od Demona. Samochodami przyjechała nasza publicznośc, rysualki które nie zapisały się na gonitwę oraz nasi deandrejowscy faceci, pokazujący sobie palcami zbolałego Dawida. Maks przytrzymał Expressa a Robert Demona, razem z Sayu zsiadłyśmy z koni i odbyło się ceremonialne przypięcie lisiej kity do mojego prawego ramienia. Znowu jakieś oklaski, wsiadłam spowrotem na mojego rzucającego się konia i cofnęłam parę kroków.
-Dobra, to teraz lis się oddala, na MOJĄ KOMENDĘ zaczynamy gonić. Pamietajcie, że ściagnąc lisią kitę można dopiero po drugim sygnale, nie wczesniej! Lisie, spier... uciekaj! - wrzasneła Deidre, wymachując w moją stronę dłonią.
Ścisnęłam boki kasztana łydkami - wystrzeliliśmy jak z procy. Na początku przytrzymałam go lekko i równym galopem okrazylismy caplujące ze zniecierpliwienia inne konie. Exo zdążył jeszcze zarżeć, kiedy przez halas usłyszałam Dei.
-Dobra, GONIMY JĄ!
Za mną rozległ sie niewiarygodny tupot końskich kopyt, dostałam nagły zastrzyk adrenaliny i pogoniłam araba. Kiedy dobiegliśmy do końca łąki musiałam zawrócić i wbić się w stado rozszalałych rumaków. O cale minęłam Adrenaline na Respekcie, ostro skręciłam tuż przed nosem Carroty. Z prawej dogoniła mnie Gniada, rzucajac jakieś obelgi na ziemię wylatującą spod kopyt mojego konia ale szybko straciłam ją z zasięgu słuchu. Przecwałowałam obok publiczności, która zawzięcie wiwatowała i gwizdała, przyprawiając Exa o dopalacz w tyłku. Odwróciłam się w siodle, spostrzegając, ze wszystkie konie galopują za mną prawie w rzędzie. Musze zmienić taktykę, pomyślałam, i nagle zawróciłam. Kiedy wbiłam się znowu w konie, czas stanął na ułamek sekundy - usłyszałam drugi sygnał rogu (swoją drogą, Maks nieźle dmuchał). Potem wszystko przyspieszyło prawie 3 krotnie, kiedy zewsząd rozległy się dzikie okrzyki, słyszałam przeklinającą Gniada, wrzeszczącą na całe gardło Tiarę. Nagle przed oczami wyrósł mi Demon, Sayuri zaśmiała się złowieszczo. Odbiłam gwałtownie w prawo, przysiadając prawie na zadzie. Pogoniłam jeszcze bardziej kasztana i znów obróciłam się do tyłu. Z mojej lewej nadciągał Dawid na Zenyaccie, pędząc niczym wielka lokomotywa.
-Nie, TY NIE! NIE GONISZ! - Wrzasnęłam, majac nadzieję że usłyszy i mnie nie staranuje. Bądź co bądź, Exo a Zeny to troche różne kalibry. Wyminęłam Chocky i Kiss, odbiłam w lewo i przegalopowałam tuż obok Skrzydlatej na Apaczu. Karuchna z Broszą próbowały mi zajeżdżać drogę i rozkojarzyć ogiera, ten jednak poczuł chęć walki i nie dawał za wygraną.
-Macie j złapać! ŻYWĄ LUB MARTWĄ, NIE ROBI MI TO RÓZNICY! - rozległ się czyjś głos po mojej lewej. Nie miałam czasu żeby kojarzyć kto to był, skupiłam się bardziej na wymijaniu tych, który niebardzo mnie gonili, np. Gracji albo Sahary. Sham galopował wolno gdzieś na końcu, ja czułam jednak na plecach oddech Arhy i Hidalga. Zmieniłam kierunek i popędziłam w kierunku publiczności. Zostawiłam konie trochę w tyle, obróciłam się w siodle i znów obrałam nową taktykę. Nie zauważyłam jednak Dejca, która czaiła się tuż przede mną i wyskoczyła na mnie z głośnym 'BU!'. Exo prawie stanął dęba, szybko jednak ściagnełam go na ziemię i przecisnęłam się pomiędzy kolejnymi końmi.
A co mi tam, najwyżej nie pobiegną za mną! ,pomyślałam, i skierowałam Exa prosto na skraj łąki. Od wielkiego pola oddzielał ją mały rów, ale przeskoczyliśmy go zgrabnie i popędziłam na długą prostą przez świeżo wydeptaną ścieżkę posrodku pola. Teraz bedzie się liczyła tylko szybkośc.
I tak też było. Po minucie szalenczego biegu przed siebie obróciłam się i zobaczyłam, że wszyscy przeskoczyli rów i gnają za nami mimo nieregulaminowego występku. Joann na Scarlet coraz bardziej się do mnie znliżała, zwolniłam więc lekko żeby nie zajechać koni mimo ogromnej chęci walki. wiedziałam już kto złapie lisa poniewaz nie mogłam już skręcać, rolnicy by mnie pozabijali za zorane końskimi kopytami pole z zasianymi zbożami. Po chwili doścignęła mnie siwka i Jo jednym sprawnym ruchem wyszarpnęła lisa z mojego ramienia, krzycząc triumfatorsko.
Wszyscy wróciliśmy lekkim kłusem na łąkę, gdzie odbył się jeszcze wyścig dla chętnych. Wygrała Carrota na Talizmanie, wyprzedzając Arhę o głowę. W swietnym nastroju, na wykończonych ostrą gonitwą koniach wróciłyśmy do Dean stępem, potem zafundowałyśmy wszystkim koniom wiadra marchewek a samym sobie obiad. Kiedy trochę odsapnęłyśmy, wstałam z krzesła i upewniając się, że Dej załatwiła hektolitry alkoholu donośnie oznajmiłam:
-No to czas na impreze!
Post został pochwalony 0 razy
|
|