Chocky
Administrator
Dołączył: 08 Mar 2011
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: polska
|
Wysłany: Wto 20:35, 26 Lip 2011 Temat postu: 12.01.2011r - Przygotowanie do HPR w skokach |
|
|
Dzisiaj mój rower zawiózł mnie do Ahory. Taa…o co to mnie prosili? Wiem! Miałam zrobić trening skokowy Havanie. Kurka, czy ci ludzie wiedzą, że nie lubię skoków? No, ale cóż, mus to mus. Po drodze obmyślałam ramowy plan treningu. Hop, hop…Tyle jest sensu wg.mnie w skakaniu. No, ale czasami i to się przydaje.
Zajechałam na parking. Zobaczyłam zdziwioną Al. No tak, zwykle dziewczyny przyjeżdżają samochodami. No, ja jestem oryginalna
Zostawiłam rowerek przed stajnią i zostałam wprowadzona do środka. W boksie czekała już osiodłana piękna karuska. Przywitałam ją kostką cukru, posłuchałam kilku uwag na jej temat od właścicielki i poszłam zobaczyć halę. Była duża, zadbana i przedewszystkim pusta. Gdzie te czasy kiedy musiałam się cisnąć na jedynej w okolicy hali z innymi dziesięcioma końmi? Tutaj to po prostu luksusy są…Uśmiechnęłam się pod nosem i pokazałam stajennemu naszkicowany na szybko plan ustawienia przeszkód. W większości go wykonał. Nie postawił jedynie dublebarre, ale to nie szkodzi, miałyśmy szereg ze stacjonaty i oksera. Przeszkody były, tak jak chciałam, ostro kolorowe. Słyszałam kiedyś, że tak się trudniej jeździ, ale ja nie lubię szarości na treningach. Wolę się trochę pomęczyć z koniem niż być przymulona jak na pogrzebie. Przecież jazda powinna być przyjemnością, a nie przymusem, nawet jeżeli są to skoki.
Wróciłam po Havanę. Zarżała kiedy otwierałam bramkę boksu. Czyżby cieszyła się, że idziemy na trening? Zwykle w takim momencie mówię koniowi, że idziemy biegać, ale tym razem to by nie pasowało. Powiedziałam za to z uśmiechem, że idziemy skakać. Jakoś entuzjazm klaczy i mi się udzielił. Wyprowadziłam go z boksu, pożegnałam się z Al i poszłyśmy na przygotowaną już dla nas halę.
Strzemiona były podciągnięte więc nie męczyłam się z wsiadaniem ze schodków tylko sprawnym ruchem podciągnęłam się na rękach i po chwili ustawiałam sobie puśliska, dobrze siadłam, złapałam wodze i dałam lekką łydkę. Nawet nie wiecie jakie to miłe uczucie kiedy koń słucha prawie niewidocznego sygnału! Może zareagowałam tak, ponieważ ostatnio pracowałam z gruboskórnymi zwierzętami…
Objechałyśmy ujeżdżalnię kilka razy do okoła stępem. W między czasie mogłam się trochę porozciągać, porobić młynki i takie tam. Klaczka spokojnie szła. Potem zebrałam ją i przeszłyśmy do kłusa. Szła ładnie. Nawet potrafiłam szybko złapać rytm. Zrobiłyśmy chyba 4 okrążenia. Potem jedno w kłusie ćwiczebnym. Skierowałam ją na drągi. Łydka, półsiad…ładnie podnosiła nogi, aczkolwiek chyba w jednym momencie zrobiłam coś nie tak, bo pociągnęła belkę za sobą. Potem przejście na kawaletti. Tutaj bezbłędnie. A przynajmniej ja błędu nie zauważyłam. Zrobiłyśmy kółko w ładnym galopie i najechałam na pierwszą stacjonatkę. Mocno się kobyłka wybiła, przeleciałyśmy nad przeszkodą z mocnym zapasem. Co było dla mnie dobrym znakiem. Zrobiłam ostry zwrot i okser. Jakoś się udało, chociaż wydaje mi się, że odbiłyśmy się za wcześnie. Najechałam na kopertę. Teraz już nie było tak fajnie jak z dwiema poprzednimi. Zrobiłyśmy coś dziwnego, w zasadzie nie wiem czy to ja schrzaniłam, ona czy my obie. W każdym bądź razie zaryła zadem o belki, które spadły z hukiem. Pozbierałyśmy się szybko i galopem najechały na pijany okser. Teraz to ewidentnie moja wina. Jak można konia pod skosem na przeszkodę naprowadzić? Jednak udało nam się jakoś przeskoczyć, chociaż czułam, że do zrzutki jest blisko. Na koniec szereg z kilku stacjonat. Szybka reakcja i zgranie. Dwie pierwsze poszły gładko, tak jakbyśmy zlapały wspólny rytm. Jednak na środkowej coś się porobiło z dochodzeniem impulsów do mózgów mózgów karuska zahaczyła kopytami o belkę i ta głupia oczywiście spadła. Jednak kolejne były bez zrzutek. Jeszcze pozostała stacjonata i okser. Udało się przeskoczyć przez pierwszą ładnie i płynnie. O okserze nie mogę tego powiedzieć….
Kiedy robiłam koło dla odpoczynku poprosiłam stajennego o poprawienie przeszkód. Wtedy zrobiłyśmy cały tor jeszcze raz. Tym razem błąd był jedynie przy „pijaku”. Jedna zrzutka to i tak dobry wynik. Czasu jednak nie liczyłam. Po co nam to?
Rozstępowałam spokojnie klacz, poluzowałam trochę popręg, zaczęłam składać do kupy strzemiona i położyłam się na jej grzbiecie. Uff…Moje noooggiiii…nie lubię takiego czegoś, pomimo, że często jeżdżę w dziwnej pozycji.
W koncu z niej się ześlizgnęłam i zaprowadziłam do stajni. Gdzie ją rozsiodłałam, przetarłam słomą, nakryłam derką i poszłam do Al na herbatkę. 2
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Chocky dnia Wto 20:36, 26 Lip 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|