Chocky
Administrator
Dołączył: 08 Mar 2011
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: polska
|
Wysłany: Nie 17:33, 07 Sie 2011 Temat postu: 7.08.2011r - Przyjazd do WSR Cavalcade |
|
|
Podziało to się spontanicznie. Telefon, bezmyślna decyzja, kilkugodzinne oczekiwanie i łzy w oczach, gdy zmarnowana kara klacz schodziła nieufnie po rampie. Ale może opowiem od początku. Spokojna niedziela, kucając wyjmowałam z walizki swoje letnie ciuchy i układałam w nieładzie na półce. Wtedy mój telefon zawibrował, sprawiając że niemal na wskroś rozdarł panującą w pokoju cisze polifonicznym, denerwującym dzwonkiem. Odebrałam od razu. Był to Nojec, zadzwoniła z zapytaniem, czy nie zaopiekowałabym się Havanną. Moją ukochaną Havanną K. Serce zabiło mi szybciej, od razu się zgodziłam. Po chwili porzucając rozpakowywanie się po przyjeździe, ruszyłam szybkim krokiem do stajni. Całe szczęście, że jeden boks stał cały czas pusty. Odświeżyłam żłób i poidło, na uchwycie zawiesiłam lizawkę solną i rozrzuciłam po wnętrzu świeże siano i słomę. Pozamiatałam stajnię i chodząc wte, wewte oczekiwałam koniowozu bujającego się na podjeździe WSR Cavalcade. Michał i Adrenaline starali się mnie uspokoić, zaprzątając mi głowę chociażby sprowadzeniem koni z padoku. Dzielnie wykonywałam wszelkie polecenia, myślami już głaszcząc angloarabkę po szyi. Czekałam dobre kilka godzin, mrok zaczął ogarniać już dach mojej stajni, a z oddali było słychać zanoszącą się burze. Chłodny wiatr owiewał moje ciało, sprawiając że od czasu do czasu wzdrygałam się gwałtownie. Michał niejednokrotnie proponował mi swoją kurtkę, lecz od razu odmawiałam ze słabym uśmiechem. Przy którymś razie nie zdążyłam nic powiedzieć, bowiem w oddali pojawił się zarys zbliżającego się pikapa ciągnącego przyczepę. Zerwałam się na nogi, wytężając wzrok. Doskonale poznałam przyczepę z wielkim napisem "Stajnia Centralna". W środku znajdowała się moja ukochana karuska. Przywitałam się z Nojcem, nie mogąc doczekać kiedy to ujrzę Havę. Dziewczyna wyjaśniła mi, że klacz zamknęła się w sobie, że samotność źle na nią wpłynęła i nie jest tym samym koniem, co kiedyś. Dobrze zgadujecie, nie chciałam tego słyszeć. Pokiwała głową i wraz z Michałem otworzyli rampę, brunetka wyprowadziła powoli sprawczynie zamieszania w mojej głowie. Widząc ją w takim stajnie niemalże zachłysnęłam się powietrzem, a do oczu pocisły mi łzy. Nie poddając się starłam je wierzchem dłoni. Havanka była chuda, pod niegdyś lśniącą sierścią odznaczały się żebra. Kopyta były przerośnięte, a w mądrych oczach błyskały oznaki nieufności. Zarzuciła gniewnie łebkiem, widząc jak duże jest w okół niej zamieszanie. Była zdeterminowana, zapewne czuła się porzucona i zraniona. Przez wszystkich, że tak okropnie ją zranili zostawiając niemalże na pastwę losu. Na szczęście teraz miało być inaczej. Przejęłam uwiąz z rąk Nojki, wtem klaczka łypnęła na mnie okiem, zacinając skołtunionym ogonem powietrze. Szeptałam uspokajająco, opuszkami palców głaszcząc ją po łopatce i szyi. Mięśnie wzdrygnęły się pod wpływem mojego dotyku. Rozstępowałam ją porządnie przez kilkanaście minut, chociaż ten czas płynął jak z bicza trzasnął. Od razu wezwałam weterynarza, by sprawdził stan jej zdrowia. Zapoznałam się z poradami, a Havanna stała przy obcym człowieku spięta, gotowa by ugryźć gdy czułaby niebezpieczeństwo. Była w centrum zainteresowania, wiedziałam że zaintrygowało ją to. Rozczesałam jej sierść, pozbywając się zabrudzeń, przycięłam ogon i grzywkę. Strzałki posmarowałam dziegciem. Potem już spokojna zaprowadziłam do boksu, stojąc jeszcze oparta o drzwiczki i spoglądając jak z zamiłowaniem skubie siano, co chwila obserwując mnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|