14.10.12r- dresaż C-3, skrócenia i dodania

Adrenaline

Była jesień, którą czuć było w powietrzu. Jego zapach przypominał o nadchodzącej zimie, był rześki, ale tak zimny, że aż szczypał w nos.
Konie dostawały już grubszej sierści, ale ja, żeby temu zapobiegać, okrywałam je derką w czasie padokowania i w stajni.
Golden stał w środku. Wystawił głowę nad drzwi i zarżał na powitanie.
Pogłaskałam go po nosie i poszłam po rzeczy i szczotki. Gdy zsunęłam z niego derkę, okazało się, że jest czysty, więc jedynie omiotłam go miękką szczotką i zabrałam się za siodłanie. Po chwili byliśmy na hali.

Wskoczyłam na siodło bez problemu. Pogoniłam go delikatnie, aby Golden ruszył stępem. Nie było problemu z rozruszaniem go. Szedł impulsywnie, chętny do ćwiczeń. Poklepałam go za chęć do pracy. Zrobiłam ósemkę i kazałam mu wydłużyć krok. Parsknął ochoczo. Następnie koło energicznym stępem, po czym wolta w celu powyginania go. Jeszcze chwila w rozluźnieniu, na całkowicie luźnych wodzach. Ogier wyciągnął szyję i parsknął, a dźwięk niósł się echem po pustej hali.
Pogoniłam go do kłusa. Śnieżnobiała grzywa Goldena podskakiwała z każdym jego krokiem. Pilnowałam tempa. Zrobiłam półwoltę, zmieniając kierunek. Przejechałam koło ćwiczebnym kłusem.
Skróciłam kłus i zebrałam ogiera. Nie było z tym problemów, bo sam podstawiał głowę już od początku treningu mimo, że miał zwykłe, łamane wędzidło w pysku. Pojechałam przez środek hali ćwiczebnym kłusem. Dałam mu lekką łydkę, aby wyciągnął kłus. Zrobiłam więc woltę i popracowałam mocniej półparadami, prosząc o większe zganaszowanie. Z początku kłapał paszczą, walcząc troszkę, ale już po chwili ustąpił. Poklepałam go, w końcu szło mu świetnie. Wjechałam na środek hali. Zatrzymałam go i ruszyłam kłusem z miejsca. To było u Goldena rewelacyjne - wystarczyło lekko zaciągnąć na pysku i siąść w siodle, aby się zatrzymał. Do tego, ruszał z podstawionym zadem od pierwszej łydki. Pilnowałam rytmu. Wydłużyłam jego krok, a on skierował uszy w moim kierunku. Uśmiechnęłam się widząc, że koncentruje się na mnie. Zrobiłam ciasną woltę i zebrałam palomino. Przejechałam po skosie przez halę. Ściągnęłam pięty w dół i usiadłam w siodle. Na zakręcie dałam mu łydkę, galopując na wewnętrzną nogę. Jechał rytmicznie, ciągle mnie słuchając. Wykonałam więć woltę, która poszła miękko i płynnie, bez zarzutów. Kolejno zebrałam galop na jednej połowie hali, robiąc bardzo dużą woltę i wjechałam na normalne koło, zachęcając go do roboczego. Przejechałam w prostej linii przez środek, potem dałam mocniejszą łydkę, w jednej chwili przechodząc do wyciągniętego galopu. Przyspieszył i nastawił uszy. Wleciał szybko w zakręt, ale starannie stawiał nogi. Opanował się i zwolnił, pozwalając mi skrócić wodze. Poklepałam go, zwolniwszy do kłusa. Zrobiłam koło i skróciłam jego krok. Przejechałam znów przez środek hali, na środku hali zawróciłam go w miejscu i kazałam jechać wyciągniętym kłusem. Na długiej ścianie wykonaliśmy dodanie. Zganaszował się bajecznie, zadek opuścił, uszy skierował na mnie i z impulsem wyrzucał kopyta do przodu. Na krótkiej ścianie skróciłam chód. Postanowiłam jeszcze poćwiczyć to, co nauczył się w Niemczech, a więc chody boczne. Poprosiłam go o trawers, skupił się więc maksymalnie i wykonał polecenia, podobnie z renwersem.
Ustępowanie było dla niego bułką z masłem. Przejechałam więc koło w rozluźnionym kłusie, aby potem zwolnić do stępa. Poluzowałam mu wodze i wyjęłam nogi ze strzemion, pomachałam nimi od niechcenia.
Ogier opuścił głowę w dół i oddychał miarowo. Wtedy poklepałam go porządnie i wyprowadziłam z hali w kierunku stajni.

W środku rozebrałam go i pozwoliłam przeschnąć. Dopiero potem wyczyściłam i założyłam znów derkę, wyprowadzając go na pastwisko.