Nauka chodzenia na smyczy cz. 2 30 stycznia 2012

oranżada

Dziś postanowiłam nauczyć Lusie zachowywać się na spacerze. Już trzymałam w ręku cały potrzebny sprzęt teraz pozostało znaleźć szopkę.
Szukałam wszędzie, za kanapą gdzie najczęściej się chowała też - nigdzie jej nie było.
Po paru minutach zobaczyłam ją kiedy próbowała przemknąć za kanapę. Złapałam zwierzaka, wcisnęłam w szelki i zapięłam jej smycz. Postanowiłam na razie nie zabierać jej w miejsca publiczne bo niewiadomo co jej do łba strzeli.
Kiedy otwierałam drzwi Lusia uważnie przyglądała się temu co robię. Podejrzewałam, że właśnie uczy się kolejnej rzeczy nie koniecznie pożądanej.
Kiedy pojawiłyśmy się na dworze pierwsze co zrobiła szopka to próba wlezienia na najwyższe drzewo w okolicy. Przytrzymałam ją tak, że nie mogła pobiec dalej i puknęłam palcem w zadek.
-Nie wolno - powiedziałam stanowczo i spojrzałam na szopkę. Pogapiła się chwile na mnie i podjęła kolejna próbę wdrapania się na drzewo.
-Nie - powtórzyłam tym razem bardziej stanowczo. No. Chyba zrozumiała bo już nie próbowała tego robić.
Przeszłam się z nią na około samochodu. Miało wyjść kółko ewentualnie jajo, a wyszedł jakiś szlaczek.
Za drugim razem było lepiej więc pochwaliłam ją i nagrodziłam smakołykiem. Kiedy spróbowałyśmy ponownie wyszło lepiej ale pod koniec okrążenia szopka wyrwała się próbując złapać jakiś papierek. Następne kółko wyszło dobrze więc nagrodziłam szopkę smakołykiem. Kiedy zrozumiała, że jeśli będzie chodzić grzecznie i nie wyrywać się na boki to dostanie nagrodę zaczęła zachowywać się grzecznie. Przeszłam się z nią jeszcze kawałek i wróciłam do domu.
Lusia była prze szczęśliwa kiedy zdjęłam jej szelki i mogła pobiec za leżącą nieopodal piłeczką.
Ja byłam zadowolona bo udało mi się nauczyć ją czegoś przydatnego.